To hasło figuruje tylko w moim prywatnym słowniku (póki co!), ale zjawisko z pewnością istnieje naprawdę. Z roku na rok ma się też chyba coraz lepiej. Niestety, skutki są poważne. Jestem ciekawa, czy to, co przeczytasz w tym artykule zabrzmi znajomo…
- Jak możemy zdefiniować zjawisko „multiwychowania”?
- Z czego wynika?
- Do czego prowadzi?
Co to jest multiwychowanie?
To próba spróbowania wszystkiego, co oferują współczesne teorie wychowania. Pod tym pojęciem kryją się takie zachowania rodziców jak:
- ciągła pogoń za nowinkami i świeżymi poradami pedagogicznymi, czyli wychowawcze „skakanie z kwiatka na kwiatek”,
- rodzicielskie przeciągnie liny skutkujące nieustannym falowaniem: od nadopiekuńczości do autorytarności,
- a w końcu – szukanie wielu zajęć, wielu form pomocy i wielu psychologów dla dziecka (jeden specjalista bowiem z pewnością nie wystarczy i trudno będzie wybrać właściwą formę pomocy, bo zaraz za “multiwychowaniem” biegnie “multiterapia”).
Jakie mogą być przyczyny multiwychowania?
Dobre chęci.
To prawdopodobnie pierwsza praprzyczyna. Źli rodzice nie zadają sobie przecież trudu poszukiwania porad wychowawczych! Jeśli zależy Ci na wychowaniu dzieci, to prawdopodobnie szukasz wiadomości na ten temat i prawdopodobnie bardziej przejmujesz się tym, czy Twoje postępowanie jest słuszne. Kiedy masz wątpliwości, to znowu szukasz wiedzy.
Brak komunikacji w małżeństwie lub jawny konflikt rodziców na temat sposobu wychowywania dzieci.
Mama ma jeden styl, tata – ma drugi. Nie uzgadniają ze sobą wspólnej strategii, albo celowo robią wszystko odwrotnie niż to drugie. Może to być skutkiem ich konfliktu (może np. w trakcie rozwodu?), albo przekonaniem jednego, że to drugie krzywdzi dziecko. Wówczas jeden z rodziców chce „zrekompensować” dziecku błędy drugiego. I wychodzi klops.
Trudności wewnętrzne jednego lub obojga rodziców.
Mogą to być kłopoty stałe (wynikające np. z zaburzeń osobowości, przewlekłej choroby psychicznej, cech charakteru) lub przejściowe (np. w trakcie kryzysu, w ciąży i połogu, w trudnym okresie życia). Cechy, które sprzyjają multiwychowaniu, to m.in.: niezdecydowanie, niepewność roli, bardzo zaniżona samoocena, lęk przed własnymi dziećmi, lęk przed opinią innych, chwiejność emocjonalna, itp.
Nadmierne zaangażowanie kogoś z zewnątrz w wychowanie dzieci.
W takiej sytuacji widzimy, że rodzice próbują ustalać najważniejsze sprawy wspólnie, ale notorycznie ktoś się wtrąca w ich ustalenia. Może zdarzyć się to w jednej z dwóch form:
– albo ta osoba – mimo ich zaleceń – zajmuje się dziećmi po swojemu, bo „wie lepiej”;
– albo pod wpływem autorytetu tej osoby rodzice zmieniają zdanie (np.: wprowadzili w domu jakąś zasadę, bo była potrzebna; po tygodniu przyjechała babcia i to skrytykowała; zasada wycofuje się raczkiem; narastają poprzednie problemy; rodzice znowu próbują wprowadzić zasadę; okazuje się, że koleżanka robi inaczej; zasada wycofuje się raczkiem… itd.).
Nieumiejętne korzystanie z mediów i niesprawdzone źródła informacji.
Plaga współczesnego świata! Fake newsy (puszczane w obieg celowo), mylące nagłówki, teorie spiskowe, udostępnianie treści bez sprawdzania ich źródła, influencerzy w roli ekspertów… Myślę, że z dostępem do rzetelnej informacji jest teraz naprawdę trudno. Dodajmy do tego zjawisko self-publishingu (wydawanie książek za swoje pieniądze bez niczyjej recenzji, nawet bez oceny jakości ze strony wydawnictwa) i już zaczynamy rozumieć, dlaczego dookoła jednej piaskownicy siadają rodzice o tak skrajnych poglądach i tak bardzo gotowi bić się do krwi o to, że ich metoda jest słuszna, a wszyscy inni krzywdzą swoje dzieci.
Psychologizacja wychowania, której w przyszłości poświęcę osobny artykuł.
Dlaczego multiwychowanie jest złe?
Przede wszystkim dlatego, że wychowanie to proces długofalowy. Efekty pewnych rozmów i działań dostrzeżemy dopiero za jakiś czas. Jeśli zmieniamy styl wychowawczy bardzo często (czyli częściej niż raz w życiu dziecka 😉 ), to oddziaływania mogą się wzajemnie znosić.
Po drugie, w takim chaotycznym świecie dziecko się gubi i zamiast iść naprzód po wpływem genialnych metod, cofa się w rozwoju ze względu na stres wywoływany ciągłymi zmianami. Adaptacja do zmiany zużywa siły psychiczne i poznawcze każdego człowieka. Jeśli co miesiąc dziecko ma się adaptować do nowych zasad, nowych zajęć, nowego specjalisty i nowych sposobów komunikacji, to może już mu nie starczyć zasobów na rozwój.
Po trzecie, rodzice zużywają zazwyczaj dużo czasu na poznawanie kolejnych metod, dyskutowanie na forach internetowych, dowożenie dzieci na zajęcia, poszukiwanie wyszukanych gadżetów do kupienia w sklepach internetowych, itp. Największą tragedią jest wg mnie to, że na skutek multiwychowawczej manii rodziców, dziecko traci relację z nimi. Zamiast spędzać czas wspólnie, budować relacje i FAKTYCZNIE wychowywać, rodzice spędzają czas na poznawaniu dwudziestej metody wychowawczej…
A może to sposób, by uniknąć realnej i zaangażowanej obecności przy dziecku, a jednocześnie nie stracić miłego poczucia, że jest się dobrym rodzicem?
Nie wiem… Wiem jednak, że multiwychowanie przypomina ogrodnika, który co jakiś czas wyrywa roślinkę, żeby zobaczyć, czy korzenie ładnie rosną.
A Ty co o tym myślisz?